Start Aktualności Test Manley Stingray II - Audio
|
Test Manley Stingray II - Audio |
Niezwykły kształt, charakterystyczny kolor facjaty (navy blue), sporo lamp i kilka specjalnych, całkiem przydatnych drobiazgów. To wszystko na pewno zrobi wrażenie i wyróżni ten wzmacniacz nawet wśród wielu innych tego typu modeli lampowych. Nie jest
to ani konstrukcja nowocześnie enigmatyczna, ani klasyczna. To Manley.
Stingray znaczy „płaszczka”. I tak też ten wzmacniacz wygląda. Chassis z krótszymi bokami tworzącymi front i tył ma kształt sześciokąta. Żeby podkreślić efekt mimikry, kabel sieciowy wyprowadzono dokładnie w osi symetrii - toż to prawdziwy ogon! Z przodu znajdują się dwie gałki wyglądające jak „oczy”. Tak naprawdę nie są to gałki, ale wielofunkcyjne manipulatory – możemy nimi kręcić lub przyciskać. Wokół nich rozłożono niebieskie diody.
Prawą gałką zmieniamy wejście – odpowiadają im cztery diody. Poprzez naciśnięcie gałki przez dwie sekundy wchodzimy do menu, w którym mamy kilka opcji. Jedną z nich jest skokowe zmniejszenie wzmocnienia. Instrukcja podaje ciekawą okazję jego wykorzystania...
„ kiedy wydaje ci się, że słyszysz sąsiada mówiącego coś w rodzaju: jeśli nie ściszysz tej %$&# muzyki, to…” Druga funkcja dotyczy zmiany poziomu wejściowego, a właściwie czułości wejściowej, w zakresie -12 dB do +11 dB. Możemy jeszcze wybrać tryb zdalnego sterowania. To znaczy? Pilot jest duży, bardzo wygodny, przypominający sterowniki ze studia nagraniowego (w którym firma ma swoje korzenie). Nie to jest jednak wyjątkowe. Otóż pilot może pracować albo w podczerwieni, albo za pomocą fal radiowych – stąd jego krótka antenka i druga – dłuższa – z tyłu wzmacniacza. Podczerwień zużywa mniej prądu (baterie wolniej się zużywają), jednak nadajnik musi „widzieć” odbiornik; z kolei radio działa na duże odległości, także zza ścian. Wzmacniacz ma obydwa tryby aktywowane
fabrycznie.
cały test:
Manley Stingray II 0,7 Mb
|
|
|