Start arrow Goldenote arrow Testy i recenzje - BLUENOTE arrow Bluenote S1 - Test HiiFi Choice 5/2008
Bluenote S1 - Test HiiFi Choice 5/2008

Liczy się brzmienie

S1 zachowuje się jak dama: ma swoje kaprysy, ale potrafi urzec wrodzonym seksapilem

 

PRODUKT Bluenote S1
RODZAJ Wzmacniacz zintegrowany
NAJWAŻNIEJSZE CECHY
Wymiary (SxWxG): 4x9x35cm >
Waga: 10kg > 5 wejść liniowych >
Moc znamionowa: 2x40W

Bluenote S1 jest nietuzinkowy. W pewnym sensie odzwierciedla charakter Włochów i ich pasję do tworzenia urządzeń wyrafinowanych niemal pod każdym względem. Owa wyjątkowość polega na połączeniu ze sobą wszystkich elementów odpowiadających za atrakcyjność produktu w jedną harmonijną całość. Wygląd, komponenty zastosowane do budowy wzmacniacza oraz dźwięk to cechy zasługujące na uznanie. Jednak żeby docenić walory tego niepozornie wyglądającego tranzystora, trzeba zapewnić mu równie doborowe towarzystwo, nie tylko pod kątem kultury brzmienia, ale i możliwości. Konstruktorzy Bluenote nie poszli na łatwiznę i zaprojektowali urządzenie zarówno dla miłośników wszelkiej maści muzyki, jak i audiofilów przykładających szczególną wagę do dokładności odwzorowania wszelkich niuansów i jednocześnie czerpiących wielką przyjemność z obcowania z wysokiej jakości materiałem dźwiękowym.

BUDOWA
S1 jest wzorem prostoty, a jednocześnie elegancji. Duży wpływ na to, jak go postrzegamy, ma przedni panel. Czarny akrylowy front z dwoma dosyć pokaźnymi, toczonymi aluminiowymi gałkami prezentuje się mało krzykliwie, aczkolwiek elegancko. W oczy rzucają się jeszcze cztery wpuszczane w czołówkę chromowane śruby imbusowe. Selektor źródeł jest opisany przejrzyście, a potencjometr głośności (błękitny Alps 2x50k?) wyskalowany najprościej jak się da – „wykropkowano” go w zakresie obrotu. Włącznik znalazł swoje miejsce na tylnym panelu, tuż obok gniazda sieciowego. Skoro już mowa o tylnej ściance, to warto zaznaczyć, że wszystkie gniazda RCA pokryto cienką warstwą złota, a gniazda głośnikowe to firmowe opracowanie Bluenote. Trzpienie oraz nakrętki wykonano z pozłacanego mosiądzu izolowanego teflonem. Obudowa jest wykonana ze stali, dzięki czemu minimalizuje zakłócenia elektromagnetyczne i radiowe. Tłoczone blachy, których użyto przy konstruowaniu chassis, są lakierowane metodą proszkowania, co daje gwarancję wyższej odporności na uszkodzenia mechaniczne.

Wnętrze ujawnia dosyć ciekawy widok, zwłaszcza jeśli chodzi o zasilanie, ale też samą końcówkę mocy. Dwa transformatory liniowe zasilające sekcję audio o łącznej mocy 100VA dostarczają prąd do dwóch mostków prostowniczych zbudowanych na bazie oddzielnych diod tworzących klasyczny czteroprostownikowy układ Gretza. Dalszą część bloku zasilacza tworzy rząd kondensatorów elektrolitycznych (4x4700µF). Jest jeszcze jeden izolowany galwanicznie zasilacz, obsługujący układy sterujące oraz silnik potencjometru głośności. Całą elektronikę, naturalnie z wyjątkiem transformatorów, ulokowano na wspólnej płytce drukowanej. Każda z dwóch końcówek mocy pracuje na parze tranzystorów Darlingtona TIP142 i TIP147. Do aluminiowych odlewanych radiatorów przytwierdzono również tranzystor stabilizacji termicznej prądu spoczynkowego BD139. Końcówka mocy pracuje w opracowanym przez Bluenote układzie Mirror-Amp, który dzięki zastosowanemu kaskadowemu wzmacniaczowi różnicowemu z prądem lustrzanym charakteryzuje się wyjątkowo liniowym przetwarzaniem sygnału, co w konsekwencji pozwala w znacznym stopniu wyeliminować zniekształcenia. Zastosowano również pasywne wyłączniki termiczne odłączające zasilanie w momencie przekroczenia na radiatorach temperatury powyżej 80oC. Ten prosty układ pozwala zabezpieczyć wzmacniacz, jak najmniej ingerując w tor audio, co ma się przekładać na lepsze brzmienie. 

 

JAKOŚĆ DŹWIĘKU
Wybitnie ciekawy wzmacniacz, a do tego wyjątkowo wybredny! To pierwsza notatka, jaka ujrzała światło dzienne podczas wstępnych odsłuchów włoskiej integry. Po jej podłączeniu do dużych trójdrożnych kolumn aż chciało nam się płakać. S1 zupełnie się z nimi nie zgrał i nie chodzi nam bynajmniej o brak kontroli basu czy utratę homogeniczności brzmienia. Brakowało czegoś znacznie ważniejszego… mocy! Nie osiągnęliśmy nawet przyzwoitej skali głośności, nie wspominając już o należytym wypełnieniu pomieszczenia dźwiękiem. Właśnie w tym momencie dały o sobie znać nieduże, śliczne transformatory, które najwyraźniej nie mają ochoty dostarczać większych ilości prądu do końcówek mocy, niż to przewiduje specyfikacja. Pomimo deklarowanych 40W mocy na kanał S1 nie nadaje się do współpracy z dużymi, prądożernymi kolumnami, zdolnymi pokazać swe prawdziwe oblicze tylko wtedy, gdy się je kopnie w tyłek konkretną dawką prądu, którą nie pogardziłaby elektryczna spawarka.

„W S1 drzemie spory potencjał, ale aby w pełni docenić jego walory, należy do niego podłączyć wysokoefektywne kolumny, które zapewnią mu swobodę niczym lekkie nadwozie sportowemu bolidowi”

W S1 drzemie spory potencjał, ale aby w pełni docenić jego walory, należy do niego podłączyć wysokoefektywne kolumny, które zapewnią mu swobodę niczym lekkie nadwozie sportowemu bolidowi. Absolutnym minimum wydaje się skuteczność 90dB, co stawia tę konstrukcję półprzewodnikową na równi z wymagającymi wzmacniaczami lampowymi. Odpowiednie środowisko pracy staje się zatem niezbędnym elementem i gwarantem porywających przeżyć.

 

A jest czego słuchać! Kiedy pokrętło głośności dochodzi do godziny dwunastej, poziom natężenia dźwięku jest wystarczający,aby przyzwoicie nagłośnić pomieszczenie wielkości 20m2. Rock, jazz czy klasyka nie są dla S1 problemem. Nasz testowy koncertowy numer „Wes Bound” z albumu „Alive In L.A.” Lee Ritenoura wypadł energicznie i niezwykle realistycznie. Gitara basowa Melvina Davisa zabrzmiała sprężyście, z bardzo dobrym timingiem. Wibracje strun tego instrumentu były na tyle odczuwalne, że mogliśmy się skupić na innych dźwiękowych smakołykach. Talerze perkusyjne miały swoją otoczkę oraz właściwe wybrzmienia i pomimo wysuwającego się momentami na pierwszy plan saksofonu nie ginęły w przestrzeni. Solówka Ritenoura zachwycała swobodą i lekkością. Również utwór „AH HA” z płyty „Under The Infulence Of Giants” pokazał, że włoski wzmacniacz nie ma problemu z oddaniem pełnej dynamiki (jeśli tylko pozwalają mu na to kolumny). Ale dopiero najlepszy naszym zdaniem numer z tej płyty, „In The Clouds”, pokazał pełnię możliwości piecyka Bluenote. Rytm odgrywał tu pierwszoplanową rolę, a stopa perkusyjna pracowała niemal bez przerwy, momentami zmieniając trochę tempo i tworząc z nieco funkowym klimatem barwną całość.

Na koniec kilka słów warto poświęcić poszczególnym zakresom pasma. Uwagę zwracają przede wszystkim najwyższe składowe – S1 reprodukuje je w niemal nieskazitelnie czysty sposób. Góra pasma jest neutralna i rozdzielcza niczym aparat rentgenowski, co pozwala wykryć każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Jeśli tylko pozwoli na to źródło, zostaniemy uraczeni wyjątkowym bogactwem sopranów, dobranych niemal idealnie pod względem proporcji w stosunku do naturalnej średnicy i zdecydowanego, lecz niewysuwającego się przed szereg basu.

Dźwięk Bluenote przypadł nam do gustu nie tylko ze względu na delikatność, z jaką operuje mikroszczegółami w całym paśmie, ale przede wszystkim za sprawą wysoce neutralnego przekazu, bez podkolorowań i odfiltrowania muzyki z jej piękna. To z kolei pozwoliło odkryć nam brzmienie wielu płyt od nieco innej, bardziej zmysłowej strony, gdzie dominują drobne szczegóły decydujące o ostatecznym efekcie dźwiękowym. HFC

 

 

 
© 2008-2011 www.mojeaudio.pl
Designed by REMI_COM (Remigiusz Gąsiorowski)

Moje Audio - ul. Sudecka 152, 53-129 Wrocław