Start
Nagrody dla Reimyo CDT777 i DAP999EX !


Nie jest łatwo czymś zaskoczyć cyfrowy hi-end. Co i rusz firmy proponują nowe rozwiązania, bo i technika cyfrowa w miejscu nie stoi, jednak „szpica”, czołówka jest wąska i urządzenia tego typu można policzyć na palcach dwóch rąk. dCS, EMM labs, Audio Research, Zanden, Accuphase, C.E.C., Esoteric Jadis i Ancient Audio to firmy produkujący najlepsze odtwarzacze CD i/lub SACD na świecie. Większość z nich słyszałem u siebie w systemie. Piszę to nie dlatego, że chciałbym coś udowodnić, ale po to, żeby zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę nie ma zbyt wielu absolutnie topowych źródeł cyfrowych, o których można by powiedzieć ‘ultymatywne’.

Na tym tle propozycja Reimyo może się wydawać nieco reakcyjna. Oto bowiem to „tylko” odtwarzacz CD, a sercem przetwornika jest, już przecież dość starawe przetworniki D/A PCM1704 Burr-Browna oraz dość wiekowy, cyfrowy filtr K2 firmy JVC. Tak, to ten sam filtr, który używany jest przy nagraniach XRCD i K2, a w zmodyfikowanej wersji także K2 HD.

 

A to jest rekomendacja, jakich mało. Powiedzmy sobie jednak prosto z mostu: nie ma najmniejszego znaczenia, jakie technologie zastosujemy, jeśli w ich efekcie nie dostajemy perfekcyjnego (to takie omówienie, bo perfekcji nie ma) dźwięku: tak naprawdę liczy się efekt, a nie środki, które do niego prowadzą. Oczywiście – do osiągnięcia tak wysokiego poziomu dźwięku potrzebne są techniki wspólne dla wielu urządzeń, jak np. wybitne napędy, znakomite zasilacze itp., jednak pozostałe elementy układanki mogą się między sobą różnić i to znacząco. No bo przecież Ancient Audio, Jadis, Zanden i Audio Research w stopniach wyjściowych stosują lampy elektronowe, a pozostałe firmy półprzewodniki. dCS i Accuphase proponują odtwarzacze SACD, a pozostałe CD. Firmy stosują upsampling, oversampling lub z nich rezygnują – Zanden oparty jest o przetwornik Philipsa TDA1541 S1 z wyłączonym oversamplingiem. I tylko jedno wydaje się wspólne (z wyłączeniem C.E.C.-a, ale to zupełnie osobna historia): w odtwarzaczach CD niemal bez wyjątku stosuje się napęd Philipsa CD-Pro2LF (wcześniej CD-Pro2M). Jeśli zaś chodzi o playery SACD, to w grę wchodzą dwa rozwiązania: własny napęd Accuphase’a lub NEO-VRDS Teaca (dCS i Esoteric). Poza DP-700 Accuphase’a (opis TUTAJ) i CD7 Reference Audio Research, wszystkie urządzenia są dzielone – od dwupudełkowych EMM Labsa i CEC-a, przez trzyczęściowe Ancient Audio, po podzielone na cztery odtwarzacze Esoterica, dCS-a i Jadis.


Dzielony odtwarzacz Reimyo CDT-777 + DAP-999EX, jeśli na chwilę zapomnimy o procesorze K2, wyda się dość nudny i przeciętny (chodzi o wcześniejsze znaczenie tego słowa – średni). Składa się mianowicie z dwóch elementów – napędu oraz przetwornika. Jest to odtwarzacz CD bez możliwości odtworzenia płyt SACD czy DVD-Audio. Nie zagramy też płyt CD-R z plikami MP3 czy WMA. Z hybrydowych płyt SACD odczytamy jednak warstwę CD. Napęd to wspomniany Philips, a sam odtwarzacz jest top-loaderem. Wyjście przetwornika oparto o półprzewodniki, jednak wcześniej sygnał cyfrowy jest mocno obrabiany w kilku układach DSP. Niby nic. A jednak trzeba zwrócić uwagę na kilka elementów. Np. na specjalne nóżki Harmonixa, albo na trzy transformatory R-core w samym tylko napędzie. No i – teraz już można – na procesor K2. A mimo to mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że to – moim zdaniem – chyba najlepszy odtwarzacz CD na świecie (czytaj: „jaki słyszałem”; trochę się wahałem pisząc to, bo co najmniej równie dobry jest Lektor Grand SE Ancient Audio i Jadis JD1 MkII + JS1 Mk III, ale trzeba się przecież jakoś określić) i jeden z dwóch (drugim jest Lektor), który może bezpośrednio współzawodniczyć z najlepszymi gramofonami analogowymi. A to mówi więcej niż cały test.

 


ODSŁUCH

Nie jest łatwo recenzować legendę. Nawet mnie, przyzwyczajonemu do wszelkiego rodzaju wyskoków i ważnych figur nie od razu szło tak gładko, jak zawsze. Jedno wiedziałem wszakże już po pierwszym dniu odsłuchów, kiedy odtwarzacz był jeszcze zimny jak głaz, a na jego liczniku odbiło się dopiero jakieś 16 godzin grania. Wszystkie urządzenia Reimyo, jak wspominałem, przyjechały do mnie bowiem wprost od pana Kazuo Kiuchi (Kiuchi-San) z Japonii i nie były rozpakowywane, aż dopiero przeze mnie. A ponieważ nie mogłem się powstrzymać, żeby zaczekać parę dni z włączonymi gdzieś z boku urządzeniami, od razu podłączyłem japoński odtwarzacz w miejsce mojego Lektora Prime. Jak pisałem w artykule dotyczącym systemu (Suma wszystkich pragnień), najpierw podłączyłem kablem cyfrowym Prime’a (w roli transportu) i przetwornik DAP-999EX, a dopiero potem Lektora zastąpiłem transportem Reimyo. I choć pewnie już to mówiłem, to jednak muszę powtórzyć: transport cyfrowy robi wielką różnicę, że tak powiem. Mój Prime spisuje się jako napęd fantastycznie. Nawet on jest jednak tylko półśrodkiem – ostatecznie niezależnie od tego, jak go używamy zawsze pracują w nim zarówno układy napędu, jak i wyjściowe, z prądożercą (chodzi o żarzenie) – elektronową lampą na końcu. A poziom, na którym jesteśmy każdy szczegół urasta do roli zawady.

Przetwornik sam w sobie jest fantastyczny, ale i nieco kontrowersyjny. Ponieważ używałem go tuż po ciekawym przetworniku Weissa DAC1 Mk2 (z konwerterem sygnału cyfrowego S/PDIF na AES/EBU – chodzi po prostu o zbalansowanie tego samego sygnału), mogłem transport na chwilę wyłączyć z równania i porównać same przetworniki – Ancienta, Weissa i Reimyo. Ten ostatni gra niesamowicie gładkim, pełnym, nieco ciepłym dźwiękiem, który jako jedyny nawiązywał wprost do tego, co słyszałem z gramofonu SME 10A i wkładki Dynavectora DRT XV-1S. Mój Lektor wydawał się dokładniejszy, bardziej rozdzielczy. Gdzieś jednak gubił – w tym porównaniu – swobodę i absolutną gładkość analogu i przetwornika Reimyo. Ten ostatni nie miał jednak tak dobrze definiowanego basu i tutaj odtwarzacz Ancient Audio, jak zresztą niemal zawsze, miał do powiedzenia więcej. Bo generalnie głównym ośrodkiem zainteresowania w dźwięku DAP-a jest średnica. Spowodowane to jest lekkim wycofaniem zakresu 1-2 kHz. Bez dwóch zdań tak właśnie gra japoński przetwornik podpięty do innego niż CDT-777 napędu – część wokalu Sinatry z przesłuchiwanego właśnie albumu Only The Lonely była wycofana. Dostałem przez to niesamowicie pełny, nasycony głos bez denerwujących rozjaśnień. A jednak, szczególnie tuż po przepięciu z Prime’a, słuchać było, że jest to zabieg celowy, że komuś w studio nagraniowym zależało, żeby brzmiało to właśnie w ten sposób. Wydawało mi się, że może chodzi o źle dobraną płytę, więc przepiąłem ją na Come Dance With Me! z amerykańskiego wydania Enterteiner of The Century, żywszego i dynamiczniejszego niż europejska reedycja, jednak nic się nie zmieniło. To samo przy Autumn In Seattle Tsuyoshi Yamamoto Trio. Przy tej płycie naszły mnie jednak pewne wątpliwości, czy aby nie popełniam jakiegoś błędu. Pomimo wyraźnego obniżenia części pasma uderzenie Yamamoto, jak zawsze mocne i dźwięczne, było lepsze niż z Lektora. Trudno jest mówić zresztą czy lepsze, czy jakieś tam, bo nie znam go ze studia nagraniowego, a tylko z płyty, jednak z Reimyo bardziej przypominało to, co słyszałem chwilę wcześniej z czarnych płyt Misty i przede wszystkim Midight Sugar trio tego artysty, przygotowanych jeszcze dla Three Blind Mice. To było dynamiczne uderzenie i piękne wybrzmienie. Szybko wróciłem więc do wokali – Chris Connor z Sings Lullabys of Birdland i Marii Peszek z Miasto Manii - i to samo: wygładzona górna część głosu, a co za tym idzie nieco ciepły i lekko obniżony „strój” całości.

   


Mogłem więc zrobić tylko jedno: wypakować transport. Myślałem wcześniej, że pogram z tydzień na przetworniku, a w tym czasie „rozruszam” świeżutką mechanikę. CDT-777 wpięty dosłownie minutę później pokazał o co tak naprawdę w tym dźwięku chodzi. Sam przetwornik (byle z kablem cyfrowym Harmonixa HP-102) był fantastyczny w swojej „analogowości”, jednak jego brzmienie nie było do końca neutralne. A w tym przypadku brak neutralności łączył się z brakiem absolutnej naturalności. Po przejściu z Lektora Prime na Reimyo wszystko nabrało „treści”, większych kształtów i mocniejszego wolumenu. Zapadłość o której mówiłem nie zniknęła – wciąż tam była, jednak przez to, że wszystko wokół było bardziej intensywne, bardziej naturalne, przestałem szybko na to zwracać uwagę. Dlaczego? Ano, tak myślę, a główkuję nad tym od dłuższego czasu, że w audio absolutnie płaskie pasmo przenoszenia jest większym wrogiem niż nadgorliwość. Jestem pewien, że gdybyśmy zmierzyli wyjście DAP-a, pasmo byłoby idealnie płaskie. A jednak jego dźwięk różni się od innych, równie „płaskich” urządzeń. Nie wiem, jak to jest robione, nie jestem konstruktorem, ale zachowując mierzalne parametry takie jak trzeba, dostajemy nową jakość. Bo system Reimyo to zupełnie nowa jakość.

Jego dźwięk naprawdę daje to, co bardzo dobry winyl. Podobnie było z, opartym na przetworniku Philipsa TDA1541A (bez oversamplingu i filtrów wyjściowych) odtwarzaczu Abbingdon Music Research CD-77, jednak tam słychać było wyraźnie, co się poświęca w zamian za absolutną koherencję i pełnię – mianowicie rozdzielczość. Tutaj niczego takiego nie było. Dostawaliśmy koherencję i pełnię, niesłychanie ciepły przekaz, ale bez wad. Szybko zweryfikowałem to z płytami mojego ulubionego zespołu, The Modern Jazz Quartet: Pyramid i The Sheriff, genialnie zremasterowanymi na potrzeby serii Atlantic 60th. Dźwięczność wibrafonu była zdumiewająca! Nawet mnie zadziwiło to, jak swobodnie w zakresie dynamiki (mikrodynamiki) sobie ten zestaw poczyna. Najważniejsza dla Reimyo jest zresztą całość. Nie traci detali, to nie ten typ, ale idzie do nich od zewnątrz, tj. słyszymy wszystko, bardzo głęboko w miks, ale patrząc od strony całości, od strony holistycznego wypełnienia okna między głośnikami. Daje to niebywale naturalny przekaz.

Mój Lektor dochodzi do tego miejsca od drugiej strony. To znaczy nie dochodzi – lepiej powiedzieć, że dąży. Dochodzi do niego Lektor Grand SE. A stamtąd widać nagranie inaczej. Na pierwszy rzut oka wszystko jest wyraźniejsze, dokładniejsze. I myślę, że Grand SE jest na najniższych poziomach nieco bardziej rozdzielczy niż Reimyo. Ten ostatni jest jednak ciut bardziej koherentny. Słuchając polskiej konstrukcji, wiemy, że to szczyt techniki cyfrowej. Dostajemy jednak konkretną wizję i konkretny dźwięk: niebywale rozdzielczy, dokładny, precyzyjny, wypełniony itp., ale akcenty są w nim postawione raczej na zaskakiwanie nowymi wrażeniami, na oczarowanie „obecnością” muzyków i instrumentów. Reimyo z kolei idzie kroczek do przodu w stosunku do tego, co robił Jadis – nie ogląda wydarzeń ze wszystkich stron, a raczej wtłacza je pod wysokim ciśnieniem od razu do serca i do głowy. To takie turbodoładowanie emocji i wrażeń. Dźwięk, niezależnie od płyty jest bowiem tak dalece „analogowy”, jak to chyba w tej chwili możliwe. I nie chodzi o prześmiewcze czy ironiczne użycie tego słowa, a o realne porównanie do najlepszego analogu. To w ten sposób brzmi, tak to przynajmniej pamiętam, SME 30/II. Na innym poziomie, ale właśnie w taki sposób.

   

A jednak trzeba z (przed, albo po) Reimyo posłuchać Lektora Granda SE, żeby skonfrontować nasze oczekiwania. Polski plejer chyba nieco lepiej definiuje „widzialne” kształty i proporcje pomieszczeń, w których dokonywano nagrań, czy pogłosów dodanych do instrumentów. Z Reimyo ten element właściwie traci rację bytu. Na pierwszy rzut oka nawet nie bardzo „widać” pomieszczenia, ponieważ intensywność grania momentalnie nas uwodzi i odciąga uwagę od innych aspektów. Po chwili daje się jednak odczuć swego rodzaju pełnia, koherencja dźwięku podstawowego i odbitego. I rzeczywiście, jeśli się wsłuchamy, to „zobaczymy” wnętrze, choć mniej dokładnie niż Lektora. Potrzebna jest do tego jednak wola, musimy chcieć je „widzieć”. Normalnie kategoria ta jest całością z dźwiękiem instrumentu. Wszystko jest jak trzeba jednak, inaczej niż w Lektorze, nie „musimy” tego widzieć. Myślę, że wiąże się to ze sposobem prezentacji góry przez obydwa odtwarzacze. Reimyo gra ją tak, jak gramofon, tj. atak jest nieco zaokrąglony, zaś dany dźwięk opiera się na podtrzymaniu i wybrzmieniu. Lektor z kolei pilnuje, aby nic z narastania sygnału nie zginęło, ale przy tym nieco skraca podtrzymanie. Świetnie słychać to było w przypadku szumu taśmy. Powtarzam – nie słucham szumu, a jedynie używam tego elementu do jednoznacznego zdiagnozowania tego, jak się dane urządzenie zachowuje. Szum taśmy (podkładu) jest bowiem tak charakterystyczny, a przy tym ma na tyle szerokie pasmo, że nadaje się do tego idealnie. Przesłuchałem w tym celu trzy, z kolejno po sobie następujących lat (1956, 1957 i 1958), płyty Sonny’ego Rollinsa: Saxophone Colossus, Way Out West oraz Sonny Rollins and The Contemporary Leaders. Wyraźnie słychać było, że Grand SE, podobnie jak Prime, podaje pełniejsze widmo do samej góry. Jednocześnie jednak nieco je łączy z dźwiękami instrumentów. Reimyo z kolei wydawał się cieplejszy i okrąglejszy, jednak u niego szum słychać było jako gęstą, ciężką tkaninę zwieszoną ZA instrumentami. Czegoś takiego jeszcze nie słyszałem – szum „żył” swoim życiem, nie „syczał”, nie „szumiał” w potocznym znaczeniu tego słowa, a pulsował, przelewał się itp. Nie był głośny – słychać go było ciszej niż z Lektorów i było z nim jakby nieco „inaczej”.

Jak wspomniałem, jedno, co Prime i Grand SE robią nieco lepiej, to lepiej definiują niższy bas. Ten w Reimyo ma piękną barwę, schodzi nisko i mamy wszystko, co chcemy, jednak jego zwarcie i atak są nieco słabsze. Wiąże się to z innym traktowaniem przez „Japończyka” dynamiki. Ponieważ atak w dźwięku polskich konstrukcji jest nieco twardszy, mocniejszy, skoki dynamiki są na nich wyraźniejsze. Trudno powiedzieć, że lepsze, ale na pewno odczuwalne jako szybsze. Reimyo nieco wszystko „stabilizuje”. Można to odebrać jako nieco spokojniejsze granie. Szczególnie mocno będzie to słyszalne z mocniejszymi rodzajami muzyki. Z takim Rammsteinem z singla Stripped muzyka miała zadziwiająco mocny puls basu, jednak nie była tak wybuchowa, tak nieprzewidywalna, jak z moim Primem. A jednak, kiedy puściłem właśnie co podesłany do recenzji koncert Davida Gilmoura z Gdańska, nie mogłem nie docenić niebywałej koherencji i przekazu muzycznego, jaki dostałem. Prime i Grand SE nie najlepiej traktują gorzej nagraną muzykę tego typu. Z Reimyo dało się jej słuchać z wyraźną przyjemnością. To paradoks, bo mogłoby się wydawać, że będzie odwrotnie. I nie chodzi o maskowanie szczegółów realizacji, które by nie pasowały do całości. Po prostu japoński odtwarzacz stawia przede wszystkim na muzykę i na to, co dźwięki ze sobą niosą, nie na nie same.

Już i tak się rozpisałem, ale chciałbym być dobrze zrozumiany. System Reimyo to obok Granda SE najlepszy odtwarzacz CD, jaki słyszałem. Jadis też jest genialny, a ponieważ sytuuje się gdzieś pomiędzy Grandem SE i Reimyo, mogłoby się wydawać, że bierze z ich dźwięku to, co najlepsze. Niestety prawdziwa jest też odwrotna droga, tj. nie ma wszystkiego tego, co mają konkurenci, zatrzymując się gdzieś w pół kroku. Japoński odtwarzacz okazał się też – paradoksalnie – najbardziej uniwersalny. Wyjście poza dźwięk, nie gubiąc ani źdźbła z rozdzielczości, skutkuje w prezentacji wprawdzie modelowanej, z elementami, które da się wyprowadzić ciut lepiej, jednak absolutnie perfekcyjnej z punktu widzenia muzyki. Mam swoje zdanie, już je wyraziłem, jednak nie chciałbym za nikogo decydować, który z tych trzech odtwarzaczy jest najlepszy, bo się dość znacząco od siebie różnią. Jednak pobyt z kompletem ‘777+999’ był jednym z najprzyjemniejszych przeżyć muzycznych w moim życiu recenzenta i melomana.

Płyty użyte do odsłuchów:
· Frank Sinatra, Only The Lonely, Capitol/EMI, 96996, CD; recenzja TUTAJ.
· Frank Sinatra, Come Dance With Me!, Capitol, DDIX 2487, CD.
· Tsuyoshi Yamamoto Trio, Autumn In Seattle, First Impression Music, FIM XRCD 043, XRCD2.
· Yamamoto, Tsuyoshi Trio, Midight Sugar, Three Blind Mice/Cisco Records, tbm-23-45, 45 rpm, 0080/1000, 2 x 180 g LP; recenzja TUTAJ.
· Chris Connor, Sings Lullabys of Birdland, Bethlehem/JVC, VICJ-61452, K2HD CD.
· Maria Peszek, Miasto Mania, Kayax/EMI, 44678, CD; recenzja TUTAJ.
· The Modern Jazz Quartet, Pyramid, Atlantic/Warner Music Japan, WPCR-25125, CD.
· The Modern Jazz Quartet, The Sheriff, Atlantic/Warner Music Japan, WPCR-25129, CD.
· Sonny Rollins, Saxophone Colossus, Prestige/JVC, VICJ-60158, XRCD.
· Sonny Rollins, Way Out West, Contemporary Records/JVC, VICJ-60088, XRCD.
· Sonny Rollins, Sonny Rollins and The Contemporary Leaders, Contemporary Records/JVC, VICJ-61337, K2HD CD.
· Rammstein, Stripped, Motor Music, 044 141-2, SP CD.
· David Gilmour, Live In Gdańsk, EMI, 235488, 2 x CD.
· The Doors, Waiting For The Sun, Elektra/Warner Music Japan, WPCR-12718, CD.

BUDOWA

CDT-777

   


Transport z zewnątrz przypomina klasyczny top-loader, tyle że postawiony na szerokich stopach. Główna bryła to prostopadłościan wykonany z grubych, aluminiowych płyt anodowanych na kolor przypominający nieco ciemne złoto i tytan (coś pomiędzy). Z przodu mamy pięć chromowanych guziczków obsługujących napęd, a nad nimi zielony wyświetlacz, jakże charakterystyczny dla transportów Philipsa CD-Pro2. I rzeczywiście – kiedy odsuniemy klapkę ukaże się właśnie ten napęd. Płytę dociska się dość dużym, wykonanym z aluminium (ale nie jest to pełny walec) krążkiem. Podobnie jak krążki Nagry w odtwarzaczu CDC, Elektrocompaniencie EMC 1UP, Jadis JD1 MkII + JS1 MkIII, a także odtwarzaczach Ancient Audio Prime oraz Grand SE, tak i tutaj krążek nie jest do końca centryczny, kiedy się go położy na płycie. Może i mam na tym punkcie fiksację, ale wiem, jak zmienił się dźwięk, kiedy zamiast takiego krążka zastosowałem w Primie model Spider firmy Electrocompaniet (czytaj TUTAJ). Świetnie to rozwiązały firmy Ayon w CD-1 i Acoustics Arts w CD-Player 1 MkIII, wykorzystując to, że dokładnie na osi talerzyka podtrzymującego płytę jest metalowy szpindel, w naturalny sposób wypośrodkowujący krążek, jeśli tylko się mu to umożliwi.


W każdym razie, obudowa jest od góry wzmacniana dwoma wręgami, pod którymi ukryto sześć dodatkowych śrub mocujących górną ściankę. Po jej odkręceniu ukazuje się znajomy widok, choć z pewnymi elementami, których trudno by szukać gdzieś indziej. Środkowa część, z transportem, to osobny element z 10-mm aluminiowych płaskowników, tworzących coś w rodzaju szuflady, zamykanej od góry… szufladą. Ta porusza się po naklejonych na metalową część super-śliskich elementach (nie wiem, z czego zostały wykonane), a z boku najpierw na warstwie korka i potem na tym samym elemencie. Za napędem widać dwa, znakomite transformatory R-Core Kitamury. Z boku widać jeszcze jeden. Obok umieszczono płytkę z zasilaczami – naliczyłem pięć identycznych prostowników. Wygląda na to, że osobne zasilanie ma silnik, cyfrowe serwo, wyświetlacz, soczewka i coś jeszcze. Za gniazdem IEC umieszczono filtr 2Pi oraz element filtracyjny Enacom. Sygnał wyprowadzany jest w natywnej formie, tj. bez żadnego upsamplingu itp. przez fantastyczne gniazdo RCA na tylnej ściance. Co ciekawe, nie ma żadnego innego wyjścia – pan Kiuchi najwyraźniej doszedł do wniosku, że każde dodatkowe, nieobciążone wyjście wprowadza zniekształcenia.

DAP-999EX


Przetwornik Reimyo jest niezwykle niski. Z przodu widać guziczki, takie same, jak w odtwarzaczu, którymi zmieniamy wejście. Nad nimi ulokowano małe diodki. Obok widać diody wskazujące częstotliwość próbkowania. Uwaga: urządzenie jest optymalizowane dla sygnału 44,1 kHz i przyjmie jeszcze tylko 32 kHz oraz 48 kHz. O 96 kHz zapomnijmy. Czerwona diodka pokazuje, że nie jest doprowadzony żaden sygnał, a kolejna dioda sygnalizuje działanie deemfazy: u początków CD nie bardzo radzono sobie z szumami przetworników, dlatego zastosowano coś w rodzaju Dolby (to tylko uproszczenie), albo nawet RIAA i winyl tj. przy nagraniu lekko podbijano wysokie tony, a przy odczycie je obniżało. Część współczesnych przetworników D/A ma tę funkcję wyłączoną lub działająca nieprawidłowo, przez co stare płyty CD grają jasno i nieprzyjemnie. Z tyłu widać sporo gniazd – wejścia cyfrowe AES/EBU, RCA, BNC, TOSLINK, przełącznik fazy absolutnej (szkoda, że nie z przodu) oraz gniazda analogowe XLR i RCA.

   

Środek to jedna duża płytka drukowana. Zasilanie dostarczane jest z dwóch, pienie wyglądających transformatorów typu podwójne C. Przy gnieździe IEC jest filtr 2Pi i Enacom. Prostowników naliczyłem pięć, osobno dla każdego kanału wyjść analogowych, dla filtru K2 i dla pozostałych filtrów. Świetny jest główny bezpiecznik – to element HI-FI Tuning. Na płytce wyraźnie wydzielono sekcję cyfrową z zasilaczem oraz analogową. Sygnał po odbiorniku cyfrowym jest wstępnie obrabiana, po czym trafia do procesora K2 JCV8009, a następnie do filtra cyfrowego na kości NPC. Zanim sygnał dotrze do przetworników, jest galwanicznie izolowany w kościach izolujących te dwie sekcje. Jeśli chodzi o K2 nie pełnej jasności, jak on pracuje. Doskonale rozumiem co i jak, jeśli chodzi o kodowanie A/D i przygotowanie płyty do tłoczenia. W tzm przypadku wiadomo jedynie, że jest to konwerter D/D pracujący ze słowem 16-24 bity. Nieco można wyczytać ze schematów na stronie JVC poświęconych K2 i na tej podstawie można powiedzieć, że to po prostu układ eliminujący jitter i likwidujący echo i preecho w sygnale. Część cyfrowa jest niezwykle skomplikowana i znacznie bardziej zaawansowana niż w większości odtwarzaczy CD. Filozofia za nią stojąca jest też w jawnej sprzeczności z dążeniem do maksymalnej prostoty Zandena i AMR-a. Wszystkie procesory i przetworniki taktowane są jednym zegarem umieszczonym przy DSP Yamahy.

Wyjście analogowe wygląda ładnie – zaczyna się od dwóch przetworników D/A Burr-Browna PCM1704. To układy typu NOS, stosowane także np. przez Wadię w jej nowych odtwarzaczach, np. 581 SE. Konwersję I/U wykonuje scalak OPA627 tej samej firmy, zaś wzmocnieniem i buforowaniem – i tu zaskoczenie – popularne kości JRC 5534. Hmm… Te same układy stosuje też Accuphase w swoich topowych odtwarzaczach DP800+DC-801 oraz DP-700, więc może coś w tym jest. Elementy bierne są ładne, to kondensatory polipropylenowe i metalizowane, precyzyjne oporniki. Są tu też świetne, drogie elektrolity Sanyo. Mimo to wcale nie wygląda to tak, jak gra – tak skomplikowanym wyrafinowany dźwięk z tak przecież prostych elementów to niemal nieprawdopodobne! Żadne gniazdo nie jest złocone. Urządzenie postawiono o na specjalnych nóżkach antywibracyjnych.


Dane techniczne (wg producenta):
Sygnał wyjściowy    XLR – 5,1 V rms
RCA – 2,55 V rms
Pasmo przenoszenia    DC – 20 kHz (+/-0,5 dB)
Stosunek S/N    < 114 dB (IHF-A)
Dynamika     > 100 dB
Linearność     +/-0,5 dB (+10 dBm – 90 dBm) 1 kHz IHF-A
THD     < 0,003% (30 kHz LPF on)
Separacja miedzy kanałami    > 105 dB (1 kHz)
Pobór mocy     15 W
Wymiary    430 (W) x 44 (H) x 337 (D) mm
Waga     5, 5 kg
Standardowe wyposażenie:    przewód cyfrowy Harmonix X-DC2 1, 5 m

 

Wojciech Pacuła

HighFidelity.pl

 

 

 

Polecamy

Moje Audio na facebook
HIGH Fidelity online
WWW.HI-FI.COM.PL - pismo audiofila i melomana
WWW.AUDIO.COM.PL - Video Hi-Fi Hi-End Kino domowe
WWW.AV.COM.PL - strona czasopism specjalistycznych o temetyce audio i video
WWW.HiFi.PL - wszystko o audio
hfc.com.pl
www.audiostereo.pl
Sample Image
soundrebels.com
 
stereolife
 
hifiphilosophy
 
hifiphilosophy
 
hifiphilosophy
 
hifiphilosophy
 
hifiphilosophy
 
hifiphilosophy

 

 
DEALERZY
 
Katowice
 
Audio Styl
 
Pabianice
 
Active Image
 
Lublin
 
Active Image
 
Lubin, Wrocław
 
Active Image
 
Gdańsk
 
Active Image
 
Warszawa
(Goldenote, Lavardin)
 
Active Image
 
 

Gościmy

© 2008-2011 www.mojeaudio.pl
Designed by REMI_COM (Remigiusz Gąsiorowski)

Moje Audio - ul. Sudecka 152, 53-129 Wrocław